International Clinic of Rehabilitation in Truskavets

Wyjeżdżamy do Truskavca 31 lipca 2011 r. w niedzielę rano. Zabieramy ze sobą tyle bagaży, że zastanawiam się jak w ogóle to pomieścimy, ale na szczęście mamy już zaprzyjaźnioną karetkę, której kierowca i ratownik medyczny są przyzwyczajeni do nas i bez problemu nas "zapakowywują". Podróż trwa około 8 godzin - jest mecząca, ale do przeżycia.

Na miejscu dostajemy przytulny pokój z wielką łazienka, co nas bardzo cieszy i balkonem, co nas cieszy jeszcze bardziej. Do wieczora mamy wolne, a w poniedziałek zaczyna się turnus rehabilitacyjny.

Zdjęcie ponizej pokazuje jak Tomek ćwiczy lewą rękę przy stole z piłkarzykami. Taki sam stół miał w domu i przed wypadkiem uwielbiał grać w piłkarzyki.






Pierwszymi zajęciami jest masaż całego ciała. Aby rozgrzać stawy przed masażem nakładany jest wosk. Masaż jest dosyć intensywny i trwa godzinę.






W trakcie masażu przychodzi doktor prowadzący Tomka i wykonuje elektroakupunkturę. Na każdych zajęciach w innych punktach. Niektóre miejsca są dla Tomka bardzo bolesne.






Pod koniec masażu do pokoju zabiegowego wchodzi kilku profesorów i wykonują główny zabieg tzw. biomechaniczna korekcję kręgosłupa. Zabieg jest bardzo krótki, ale robi na Tomku duże wrażenie. Na nas zresztą też. Przez chwile Tomek jest w "lekkim szoku", potem śpiący, a potem bardziej zainteresowany światem i tym co się dzieje dookoła - i oto nam właśnie chodzi.






Po masażu i zabiegach towarzyszących mamy trochę przerwy, a potem jedziemy na masaż twarzy. Widać na twarzy Tomka lekkie przerażenie zresztą wcale mu się nie dziwię, bo rehabilitant to silny i potężny mężczyzna.





Po masażu mamy znowu wolne i jedziemy na obiad. Tomka karmimy głównie przez sondę, ale coraz lepiej idzie mu przełykanie i niewielkie ilości zjada normalnie.






A po obiedzie następne zajęcia - tym razem fizjoterapia. Jest ona prowadzona energicznie i wymagamy od Tomka, żeby się angażował i współpracował z nami.






Ostatnimi zajęciami jest mobilizacja stawów, którą Tomek wyjątkowo lubi. Inne dzieci krzyczą, płaczą, a on z zadowolona miną pozwala sobą wymachiwać na wszystkie strony.





Po tych zajęciach pozostają nam spacery, miłe spędzanie czasu i cieszenie się z ładnej pogody. Chcemy, żeby Tomek przebywał jak najwięcej na powietrzu i miał dużo różnych bodźców. Dlatego też zabieramy Tomka wszędzie tam gdzie jest możliwość dojechania na wózku.










Tym razem wytrwaliśmy już pełen turnus i wracamy zgodnie z ustaleniami w sobotę 13 sierpnia 2011 r. Karetka przyjeżdża po nas ok. 15, a przed północą jesteśmy już w domu. Wymęczeni, ale bardzo zadowoleni. To był wyjątkowo udany wyjazd.



Poprzednia strona Następna strona